zatrzymać jej słowa. – Nie przysięgaj, Morgiano, jeśl
zastopować jej słowa. – Nie przysięgaj, Morgiano, jeśli nie chcesz ponieść kary za złamanie przysięgi... żadne z nas nie wie, czego Bogini może od nas zażądać. Ja więc zawarłem Wielki korelację i tego dnia oddałem jej swe życie. Żyję wedle woli Bogini, a mój żywot nie jest tak słodki, bym miał go specjalnie żałować – powiedział. dużo lat później Morgiana wspominała te słowa, by osłodzić sobie najbardziej gorzkie zadanie swojego życia. obecnie pochylił się przed nią w pokłonie oddawanym jedynie Pani Avalonu lub Najwyższemu Druidowi, a później szybko się odwrócił. Morgiana stała, drżąc, patrzyła za nim, kiedy odchodził. Dlaczego to wykonał? oraz dlaczego jej się bał? Ruszyła dalej przez tłum, a kiedy dotarła do stołu, Gwenifer powitała ją zimnym uśmiechem, lecz Morgause wstała i zamknęła ją w swym ciepłym, obfitym uścisku. – Najdroższa dziecinko, jesteś zmęczona, wiem, że nie przepadasz za tłokiem! – Podniosła do ust Morgiany srebrny kielich. Morgiana upiła trochę wina i potrząsnęła głową. – Wydaje się, że non stop młodniejesz, ciociu! – Tak na mnie wpływa młode towarzystwo – odparła Morgause, śmiejąc się wesoło. – Widziałaś Lamoraka? Skoro on sądzi mnie za piękną, to ja też siebie za taką uważam, i taka jestem... i to jedyne czary, jakich potrzebuję! – Dotknęła małym palcem cienkiej zmarszczki pod okiem Morgiany i dodała: – oraz tobie też to polecam, moja droga, albo zrobisz się stara i pomarszczona... Czy na dworze Uriensa nie ma młodych, przystojnych panów, którym podoba się ich królowa? Ponad jej ramieniem Morgiana dostrzegła zdegustowany grymas Gwenifer, choć ta z pewnością musiała wierzyć, że Morgause tylko żartuje. Przynajmniej opowieści o mnie i Accolonie nie okazują się tutaj dworską plotką. potem ogarnął ją gniew. W imię Pani, ja się nie wstydzę tego, co czynię, nie jestem Gwenifer! Lancelot rozmawiał z Isottą z Kornwalii. Tak, zawsze potrafił dostrzec najpiękniejszą kobietę w towarzystwie i Morgiana widziała, że Gwenifer to się nie podoba. – Pani Isotto, czy znasz siostrę mego męża, Morgianę? – spytała Gwenifer z nerwową gorliwością. Irlandzka piękność podniosła na Morgianę nieobecny wzrok i uśmiechnęła się. Była dość blada, jej alabastrowa cera była gładka, jak świeże mleko, oczy tak błękitne, że niemal zielone. Morgiana zauważyła, że choć Isottą jest wysoka, kości ma tak nieduże, iż wygląda jak potomek obwieszone klejnotami, perłami i złotymi łańcuchami, które wydają się dla niej zbyt ciężkie. Morgianę ogarnęło nagłe współczucie dla kobiety i zamiast pierwszych słów, które przyszły jej na myśl: A więc to ciebie nazywają teraz królową Kornwalii?, powiedziała tylko: – Moja krewna mówi, że jesteś uczona w zielarstwie i lekach, pani. któregokolwiek dnia, zanim wrócę do Walii, jeśli będziemy miały pora, chciałabym o tym z tobą pomówić. – Z wielką przyjemnością – odparła Isotta dwornie. – Mówiłem jej właśnie, że jesteś muzykiem, Morgiano. Czy usłyszymy dziś twą grę? – spytał Lancelot. – Gdy jest tutaj Kevin, moja muzyka jest niczym w porównaniu z jego... – zaczęła Morgiana, ale Gwenifer wzruszyła ramionami i przerwała jej. – Chciałabym, by Artur mnie posłuchał i odesłał tego człowieka z naszego dworu. Nie podoba mi się, że mamy tu wróżbitów i magów, a taka wstrętna twarz musi być oznaką wewnętrzne zło! Nie rozumiem, jak możesz znosić jego kontakt, Morgiano, uważam, że dowolnej wybrednej kobiecie zrobiłoby się niedobrze, gdyby jej choć dotknął, a ty go ściskałaś i całowałaś, jakby był twoim krewnym... – Najwidoczniej – powiedziała Morgiana – zupełnie brakuje mi właściwych uczuć i dość się z tego cieszę.